Brugia (po holendersku Brugge), to miasto w północno- zachodniej Belgii, leżące we Flandrii Zachodniej. Nazywane jest flamandzką Wenecją, bo posiada mnóstwo kanałów i zachowało historyczny wygląd.
Brugia otrzymała prawa miejskie w 1128 roku. Wtedy zbudowano nowe mury i kanały. Kiedyś miasto posiadało bezpośredni dostęp do morza, ale stopniowe zamulanie kanałów spowodowało odcięcie. Dopiero sztorm w 1134 roku umożliwił ponowny dostęp i stworzył naturalny kanał w Zwin. Od ok 1500 roku kanał zaczynał się zamulać i miasto straciło znaczenie handlowe. Pałeczkę przejęła Antwerpia. W drugiej połowie XIX wieku, Brugia stała się miastem turystycznym. A w drugiej połowie XX wieku miasto zaczęło odzyskiwać dawną sławę. Boom turystyczny nastąpił po powiększeniu w latach 70 i 80 portu Zeebrugge i w 2002 roku Brugia została wybrana Europejską Stolicą Kultury.
Historyczne centrum Brugii znajduje się od 2002 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Brugia stanowi przykład średniowiecznej zabudowy, która zachowała historyczną strukturę. Nakręcono tu nawet film z Colinem Farrellem i Ralphem Fiennesem pt „In Brugge”, a po polsku „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”. Po filmie turystów zaczęło przybywać i wyczytałam nawet, że miejscowym się ten natłok ludu w ogóle nie podoba. Jednak stwierdziłam (po obejrzeniu zdjęć w sieci), że tam jest pięknie, nie mamy daleko, no i że trzeba zobaczyć te belgijskie sklepiki z czekoladą, oraz spróbować osławionych frytek 🙂
Więc pewnego dnia wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy. Zaparkowaliśmy niedaleko centrum (parking płatny). I poszliśmy się szwędać, bo tu wręcz trzeba to zrobić, żeby zobaczyć urok miasteczka. Był to październik i myślę sobie: pewnie nie będzie wielu turystów… Taaaa… Pierwsze co, to trzeba mieć oczy dookoła głowy. Brugia jest mała i małe jest historyczne centrum. I po tym centrum jeździ mnóstwo rowerzystów, dorożek i aut. Z tym, że rowerzyści nie patrzą uważnie na pieszych, trzeba uciekać. Dookoła rynku jest mnóstwo pięknych uliczek ze sklepikami czekoladowymi i mnóstwo turystów robiących mnóstwo zdjęć. Także trzeba tak cykać fotki, żeby nie uchwycić czyjejś twarzy na swoim zdjęciu. Ciężko… Na rynku stoją przyczepki z barem frytkowym 🙂 Piwa nie próbowaliśmy. Chcieliśmy frytki. Wszędzie kolejki i nie można płacić kartą. Warto mieć drobne i to nie mało, bo fryty drogawe- zapłaciliśmy chyba ok 4 euro za średnią porcję. Ale smak wyborny 🙂
Na rynku Grote Markt znajdziemy piękne kamieniczki, ratusz i wieżę Belfort, na którą można wejść (bilet chyba 10 euro). Jest to średniowieczna dzwonnica z wieżą widokową, do której prowadzi 366 stopni. Ma 83 metry i 47 dzwonów! Jest piękna, ale nie wchodziliśmy na nią, a szkoda. Może innym razem. Podobno przy okazji zwiedzania browaru De Halve Maan, można zobaczyć równie piękny widok na miasto i bez kolejki, bo na wieżę może wejść jednorazowo 7 osób. Co jeszcze warto zrobić? Zrobić rejs łódką po kanałach. No i tu zonk, bo mieszkam w kraju kanałów i jeszcze nie płynęłam! Ale nadrobię i Brugię też nadrobię 🙂
Jeżeli nie chcecie chodzić po muzeach, pływać po kanałach, to trzeba chociaż przejść się tymi pięknymi uliczkami. Są tu pocztówkowe miejsca i wg mnie Brugia to chyba najpiękniejsze miasto w Belgii 🙂 Polecam!





