Wrzesień był dla mnie urlopem, który spędziliśmy w Polsce. A urlop był imprezą. Najpierw ślub i wesele brata a tydzień później chrzest synka Pana Męża siostry.
Na wesele się niestety spóźniliśmy. Dlaczego? Bo nie było szans na szybsze opuszczenie pracy. Wyjechaliśmy w piątek o godzinie 20:00, w sobotę około 14:00 położyliśmy się spać na trzy godziny. Potem szykowanie i w tango. Na ślubie nie byliśmy a na sali weselnej pojawiliśmy się dopiero o godzinie 21:00. Nie lubię tańczyć a jednak tańczyłam a potem były zakwasy. Szpilki zamieniłam na trampki i to była najlepsza decyzja 🙂

Przed urlopem wreszcie się ochłodziło w Holandii. Było ciepło, ale już nie upalnie. Pewnego wieczora nadciągnęły ciężkie i ciemne chmury a z nimi ulga od duchoty. Pojawiła się burza i porządny deszcz. Od tamtej pory pogoda zaczęła mi odpowiadać.

W sklepach pojawiły się cebulki tulipanów, żonkili, krokusów i innych takich, które trzeba wsadzić we wrześniu i na wiosnę zakwitną. Kupiłam tego sporo i zawiozłam do Polski w ramach prezentu. Teraz wożę dla rodziny pomidory i rośliny cebulkowe 🙂

W Actionie pojawiły się dekoracje na Halloween. W tym roku, tak jak poprzednio, organizujemy imprezę u nas. Każdy musi się przebrać. Uwielbiam tę zabawę. Mam już kilka gadżetów, w tym ten świecznik:)

A poniżej holenderski wrzesień: było trochę słońca i trochę deszczu. W miejscowości obok odbywał się nawet koncert jazzowy.





Gdy wyjeżdżaliśmy w piątek wieczorem, było ciepło i padał delikatny deszcz. Po całonocnej jeździe, na granicy zatrzymaliśmy się na kawę i śniadanie. Najbardziej smakowała mi kiełbaska:)

A po weselu nadszedł czas na najlepszy sport Polaków, czyli grzybobranie! Uwielbiam! Uwielbiam zbierać i jeść grzyby. Wpadłam do lasu i niemal od razu natrafiłam na grzyby. Było ich całkiem sporo. Nazbieraliśmy z Panem Mężem naprawdę dużo. Poszły do zamrożenia i przyjechały z nami do Holandii. Będzie zalewajka i sos.




Odwiedziliśmy też ulubioną pizzerię. Objadłam się pizzy na zapas. Naszą ulubioną jest ta z serem, szynką i pieczarkami, ale tym razem spróbowaliśmy z dodatkiem papryki i salami. Sądzę, że pizze są jeszcze lepsze, bo zmienili grubość ciasta. To jest fajne, cieniutkie. Pycha!

Pan Mąż skorzystał z okazji i poszedł na hod-doga a potem na polski specjał, czyli zapiekankę do ulubionej budki z fast foodem. Ja jem tam tylko frytki. Zapiekanka była w dwóch wersjach: standardowo z pieczarkami i drugi wariant z surówką, taką jaka jest zazwyczaj w hod-dogach. Samą zapiekankę lubię, z surówką nie dla mnie.

Przed końcem urlopu musieliśmy się zaopatrzyć w polskie wędliny. W Holandii nie ma aż tak dużego wyboru. Kolejka była długa, bo przywieźli swojskie kiełbasy. Kupiliśmy m.in zapas cienkiej.

A to jeden z ostatnich ciepłych wieczorów w Polsce. I jeden z ostatnich dni urlopu:

Do następnego 🙂