Pojechaliśmy znowu w Ardeny. Ale nie na szlak, nie w las. Chcieliśmy zobaczyć jedno z najładniejszych belgijskich miast, czyli Dinant. Czytałam o tym miejscu same ochy i achy. Tutaj opiszę, co widzieliśmy i co sądzę o mieście.
Dinant znajduje się w południowej Belgii, w prowincji Namur nad rzeką Mozą, przy granicy z Francją. Teren obecnego Dinant był zamieszkany już w czasach rzymskich. Pierwsza wzmianka o mieście pochodzi z VII w. Z powodu położenia, Dinant było narażone na ciągłe bitwy i grabieże. W 1466r Filip III Dobry, książę Burgundii i Karol Zuchwały ukarali miasto, topiąc 800 jego mieszkańców w Mozie i podpalając je. W tym okresie Dinant specjalizowało się w obróbce metali, produkcji świeczników i innych religijnych przedmiotów. W XVI i XVIIw z powodu wojen między Francją i Hiszpanią, miasto ucierpiało: zniszczenia, głód, epidemia. W 1914r zostało ponownie zniszczone w trakcie I wojny światowej. Po wojnie zostało odznaczone Krzyżem Wojennym.

Z Dinant pochodzi m.in Andre Buzin – malarz i projektant znaczków pocztowych, Dominique Pire – urodzony 10 lutego 1910r, belgijski zakonnik, dominikanin, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1958r za działalność na rzecz uchodźców. Najbardziej znaną osobą z Dinant jest chyba Adolph Sax- urodzony w 6 listopada 1814r belgijski budowniczy instrumentów muzycznych, konstruktor saksofonu. Na deptaku znajduje się jego rzeźba a tuż za nią jest muzeum saksofonu- wstęp free.

Rozpoznawalnym punktem miasta jest Charles de Gaulle Bridge. Most biegnący przez Mozę, jest hołdem dla muzyki i saksofonów. Znajdują się na nim ogromne instrumenty dedykowane krajom Unii Europejskiej. Na każdym saksofonie można zobaczyć mozaiki nawiązujące do danego kraju. Jest np Polska, Francja, ale nie znalazłam Holandii. Widok z mostu jest bardzo ładny.




W mieście znajduje się ogólnie 28 saksofonów.


Kolejnym punktem jest Kolegiata Najświętszej Marii Panny. Została przebudowana w stylu gotyckim na starych fundamentach po tym, gdy w 1227 r spadające z pobliskich klifów kamienie częściowo zniszczyły poprzedni romański kościół. Powyżej kościoła wznosi się pionowa skała z ufortyfikowaną Cytadelą. Została ona wybudowana by kontrolować dolinę Mozy. Biskup Liege przebudował i powiększył Cytadelę w 1530r. Została ona zniszczona w 1703r przez Francuzów. Istniejąca do dziś budowla powstała po przebudowie w 1821r gdy Dinant należało do Królestwa Zjednoczonych Niderlandów. Na Cytadelę można się dostać za pomocą 408 schodów lub kolejką linową. My niestety nie zdążyliśmy. Czynne było do 16:30. Chciało nam się jeść i teraz żałujemy, że nie odłożyliśmy posiłku na później. Widziałam w internetach, że widok z góry zapiera dech. A ja lubię podziwiać miasta z góry, mimo że mam lęk wysokości.



Największe wrażenie zrobiła na nas Skała Rocher Bayard. Znajduje się przy wjeździe do miasta. Ulica Rue Defoin przedziela ją na pół. Skała ma prawie 40 metrów i jest jakby przyklejona do klifu nad Mozą. Legenda mówi, że skałę przepołowiło kopyto konia Bayarda należącego do synów Aymona – bohaterów średniowiecznego poematu rycerskiego.


Dla tych, którzy chcą zwiedzać miasto pływając po Mozie, czekają specjalne łodzie. Na deptaku przy rzece znajdują się co kilkaset metrów budki z biletami. My chodziliśmy pieszo. Auto zostawiliśmy na parkingu knajpki znajdującej się ok 2 km od Skały Rocher Bayard. Poszliśmy też do tamtejszego Carrefoura. Marsz trochę ciężki, bo pod górę.
Napiszę teraz, jak ja widzę to miasto. Jest ładne, owszem, ale mnie aż tak nie powaliło na kolana. Byliśmy już kilka razy w Belgii i będziemy pewnie jeszcze nie raz. Co zauważyliśmy po wjeździe do tego kraju? Przede wszystkim rzucają się liczne śmieci przy szosach. Tablice informacyjne są zdarte. W lasach ardeńskich jest czysto- wiadomo przyroda itp. W Brugii śmieci nie rzucały się w oczy. W Dinant natomiast było ich naprawdę dużo. Nie mówiąc już o parkingu przed supermarketem. Trzeba też uważać na chodnikach, bo można wdepnąć w psią kupę. Liczyć się trzeba też z tym, że mimo iż to turystyczne miasto, to mało kto mówi po angielsku. Poza hotelami. Słyszałam, że tubylcy albo nie chcą albo faktycznie mają gdzieś ten język i nie umieją. W sklepie młody chłopak nam pomógł po angielsku a z resztą ludzi- na migi 🙂

Gdzie jedliśmy? Spotkaliśmy na swojej drodze restauracje: meksykańską, chińską, tajlandzką. Niektóre były akurat zamknięte. Szukaliśmy pizzerii. Trafiliśmy na niepozorną knajpkę na rogu ulicy. Małą, ale było w niej sporo ludzi. Menu bogate. Od hamburgerów przez wrapy, po sałatki. Weszliśmy. Dogadaliśmy się w miarę po angielsku. Jedzenie dobre i syte. Frytki belgijskie też musiały być 🙂 Aha, i belgijska woda mineralna jest naprawdę pyszna!



Co przywieźliśmy że sobą? Pan Mąż piwa belgijskie, ja natomiast ser, magnes na lodówkę i trzy francuskie kosmetyki: żel pod prysznic, tonik i mydło cytrynowe, które pięknie pachnie. Te rzeczy są tam naprawdę tanie.



Do następnego 🙂
WOOW! Zdjęcia są urocze. Nic tylko się pakować 🙂
PolubieniePolubienie
Jest ładnie, ale wolę jednak dzikie Ardeny 😊
PolubieniePolubienie
Uwielbiam ta serie kosmetyków Marsylijskich. Jak się jest w Marsylii to mydełka i żele sprzedają co kawałek. Cała okolica żyje ttm i lawenda. Co do czystości… Jak się już przywyknie do Holandii to ciężko potem nie być poirytowanym, prawda? Ciekawe miasteczko, dlanie szczególnie abstrakcyjne są te góry. Człowiek się odzwyczaił 🤣
PolubieniePolubienie
Ja teraz widzę każdy śmieć. Belgia to naprawdę ładny kraj. By był jeszcze ładniejszy gdyby nie ten syf. Żyjemy na płaszczyźnie, więc teraz każda górka i wzniesienie mi się podobają 😆
PolubieniePolubienie